O mnie

Moje zdjęcie
jestem jaka jestem;) kto zna ten wie;)

czwartek, 27 maja 2010

O niewypowiadalności w słowach…


Julia Franck jest autorką niedawno wydanej w Polsce powieści “Południca”, za którą otrzymała w 2007 roku nagrodę Deutscher Buchpreis. 19 maja gościła w Instytucie Goethego w Krakowie na wieczorze autorskim połączonym z otwarcie wystawy „Zadomowieni w pisaniu – pisarze przy pracy”. W rozmowie opowiedziała mi o swoich książkach, wspomnieniach z dzieciństwa, dramatycznej rodzinnej historii i pracy nad nową powieścią, a także o niewypowiadalności w słowach pewnych zdarzeń.



Justyna Rut: Akcja ,,Południcy” rozgrywa się również w Berlinie. Dlaczego wybrała Pani właśnie stolicę Niemiec ?
Julia Franck: W Berlinie urodziła się moja mama, babka i prababka. Historyczny obraz tego miasta znałam z opowieści i mogłam go odtworzyć łatwiej niż opisując Szczecin czy Budziszyn, ponieważ wtedy musiałam pewne rzeczy posprawdzać.

JR: Czy pobyt w obozie przejściowym dla uchodźców ze Wschodu ma swoje odbicie w Pani twórczości?
JF: Oczywiście, że tak. Sytuacja panująca w obozie dla uchodźców jest głównym tematem mojej wcześniejszej powieści ,, Berlin-Marienfelde”. Będąc tam czułam olbrzymią obcość oraz pozbawiona byłam intymności. Rzadko zdarza się, że wiele osób nie z własnej woli zamieszkuje niewielkie mieszkanie i dzieli ze sobą sfery życia, do których normalnie ktoś obcy nie zostałby dopuszczony. Moja rodzina mieszkała razem z rosyjską i mieliśmy wspólną kuchnię oraz łazienkę.

JR: W ,,Południcy” przedstawiony jest wydarzenie, w którym matka porzuca własne dziecko na dworcu kolejowym. Po lekturze powieści dowiedziałam się, że przelała Pani na papier historię swojej babki i ojca. Czy nie miała Pani wątpliwości opisując intymne wspomnienia rodzinne na łamach książki?
JF: Wydaje mi się, że pisarze opowiadając coś publicznie zawsze mają jakieś wątpliwości i nie była to dla mnie prosta decyzja. Mam jeszcze siostrę bliźniaczkę, a nasz ojciec zmarł, gdy miałyśmy siedemnaście lat. W tym momencie nie żyje nikt, kogo mogłabym urazić ujawniając tę historię. Z drugiej strony nie cała opowieść bazuje na autentycznych wydarzeniach. Bardzo wiele rzeczy musiałam wymyślić i zrekonstruować. Nie wiem sama jak moja babka wytłumaczyłaby fakt, że zostawiła własne dziecko. To jest niewypowiadalność w słowach pewnych zdarzeń. Wydarzenia przedstawiają coś, ale nie dają prostych odpowiedzi na pytanie ,,dlaczego?”.

JR: Czytając ,,Południcę” można odnieść wrażenie, że trauma jednego członka rodziny jest przekazywana z pokolenia n pokolenie. Czy przykre rodzinne przeżycia nadal wpływają na Pani życie?
JF: Pewne rodzaju przeżycia są dziedziczone , co mnie zawsze fascynowało od strony filozoficznej. Dziedziczymy nie tylko cechy - to, co jest cielesne, ale także pewnego rodzaju doświadczenia i uczucia, które są przekazywane. Jako przykład mogę podać zdarzenie z ostatnich tygodni mojej pracy nad powieścią. Mój syn chodził wtedy do szkoły. Gdy przyszłam o ustalonej godzinie go odebrać nauczycielka powiedziała mi, że od kilku dni synek wyczekuje na mnie wcześniej pod drzwiami jakby obawiał się, iż o nim zapomnę. Kiedy się o tym dowiedziałam było to dla mnie coś niesamowitego, ponieważ nigdy nie rozmawiałam z nim o powieści, nad którą pracowałam. Było to dla mnie potwierdzenie, że pewnie obrazy odżywają w kolejnych pokoleniach. Obraz porzuconego w mojej powieści dziecka powielił się w moim synu, który nie powinien wiedzieć, że coś takiego mogło się wydarzyć.

JR: Czy obecnie pracuje Pani nad jakimś nowym utworem?
JF: Jak zwykle pracuję nad czymś, ale pisząc coś nowego mam wiele wątpliwości i ciąży nade mną przesąd, że nie mogę tak długo opowiadać o tym, dopóki nie będzie to skończone.

JR: Dziękuję i życzę owocnej pracy nad kolejną powieścią.
JF: Dziękuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz