O mnie

Moje zdjęcie
jestem jaka jestem;) kto zna ten wie;)

niedziela, 2 października 2011

Ahoj, przygodo!

Harcerski Ośrodek w Funce 23 września obchodził siedemdziesiąte piąte urodziny. Jak bardzo zmienił się na przestrzeni lat? Najlepiej dowiedzieć się składając wizytę
w Izbie Pamięci, po której odprowadza pan zajmujący się od wielu lat dokumentacją działalności tego miejsca. Co czeka na nas w Funce? Przede wszystkim Jezioro Charzykowskie
z atrakcjami wodnymi jak kajaki, żaglówki, rejsy statkiem badawczym, a także warsztaty w rzeźbie z drewna, ceramice, wiklinie oraz możliwości nauki strzelania z łuku. W okolicy położone są dwie miejscowości o nazwach budzących powszechny uśmiech, czyli Swornegacie i Męcikał. Niedaleko znajduje się też torfowisko, po którym spacer bez kaloszy nie jest najlepszym pomysłem, ale jak ktoś lubi podnoszące adrenalinę przygody powinien spróbować.



Po prostu … Funka!



Zachód Słońca przy pomoście nad Jeziorem Charzykowskim.



Z szpicem japońskim, który pilnuje hangaru w Funce.



Salutowanie załogi.



Rejs statkiem badawczym.



Pierwsze próby łucznicze.

sobota, 1 października 2011

,,Na zdrawe!”





Wyśmienite wina, mocna rakija, orzeźwiający tarator, szopska sałata, a do tego ciepłe morze, gorący piasek
i zabytki sprzed trzech tysięcy lat - taki obraz tworzy Bułgaria w telegraficznym skrócie. Niestety żadne słowa nie oddadzą w pełni widoków roztaczających się w miastach
i miasteczkach położonych tuż nad brzegiem Morza Czarnego.


Złotym miejscem na wypoczynek, w tym kraju są Złote Piaski, czyli drugi co do wielkości nadmorski kurort. Jego nazwa wzięła się od koloru piasku, który złoci tamtejsze plaże. W bliskim sąsiedztwie Złotych Piasków leży park przyrodniczy stanowiący idealne miejsce dla spacerowiczów szukających ochłody w cieniu drzew oraz ugaszenia pragnienia przy leśnych źródełkach. Na amatorów plażowania są miejsca z leżakami, a dla tych bardziej aktywnych boiska do siatkówki, wypożyczalnie motorówek, statki rejsowe bądź loty specjalnym balonem tuż nad morskim akwenem. Przy bardziej skalistym wybrzeżu dla zwolenników ,,pełnego” opalania wyznaczono fragment plaży dla nudystów. Ciekawym zabiegiem kosmetycznym jest oferowane, w tym kurorcie ,,fish spa” polegające na włożeniu nóg do akwarium, gdzie pływają małe rybki obgryzające martwy naskórek stóp.

W wolnej chwili warto wybrać się do pobliskiej Warny, gdzie czeka na nas polski akcent w postaci mauzoleum króla Władysława Warneńczyka, który zginął mają zaledwie dwadzieścia lat w czasie walk o wyzwolenie Bułgarii spod tureckiego panowania. Spacerując po warneńskich ulicach nie sposób ominąć drugą pod względem wielkości bułgarską świątynię, czyli katedralną cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy wykonaną w stylu bizantyjskim oraz ozdobioną wewnątrz pięknym ikonostasem. Decydując się na podróż komunikacją miejską można się lekko zdziwić, ponieważ biletów nie kupimy ani w kiosku, ani w automacie, ale u pani, która jest w każdym autobusie lub trolejbusie i pilnuje, aby każdy z podróżujących miał odpowiedni na dany przejazd bilet.
Dla miłośników dalszych wypraw, nie tylko w skali kilometrów, ale także lat idealne jest odwiedzenie Nesebyru. Miasto zostało założone na półwyspie przez Traków ponad 3 000 lat temu i było zwane Manabrią, a później Mesambrią. Obecnie można w nim można kupić wino wyrabiane według tradycyjnej i strzeżonej receptury zwane dokładnie tak jak jedna z pierwszych nazw dzisiejszego Nesebyru.
W trakcie spaceru po zaułkach ulic turyści często zapraszani są na degustacje rodzimych trunków. Przed zakupem wybranego wina warto skorzystać z takiego zaproszenia, ponieważ nie wszystkie są godne polecenia, choć smak jest rzeczą gustu, a o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje…

Bułgaria stanowi raj dla smakoszy potraw bogatych w warzywa, owoce i ryby, które są tutaj wyjątkowo smacznie przyrządzane. Najbardziej słynnym daniem jest sałatka szopska oraz tarator (chłodnik z ogórkami, orzechami włoskimi i czosnkiem) wprost idealny na upalne dni. Dla osób preferujących mięsne potrawy można polecić kawarmę, która jest mieszaniną różnego rodzaju mięs smażonych z cebulą i przyprawami lub giuwecz, czyli duszone mięsne kawałki z warzywami.

Ten słoneczny kraj słynie także z tanich, ale zarazem dobrych win
i innych napojów wyskokowych. Dla miłośników mocniejszych trunków sprawdzi się wysokoprocentowa rakija, smakowo przypominająca brandy i przyrządzana głównie ze śliwek, choć istnieją różne jej odmiany wyprodukowane także z winogron i moreli. Zdecydowanie lżejszymi alkoholami są bułgarskie wina, których bogactwo smaków zaspokoi nawet największych koneserów. Piwosze pragnienie ugaszą regionalnymi piwami jak: Zagorka czy Astika.

Na straganach poza owocami, warzywami i rękodziełem goszczą również rozmaite przyprawy, kosmetyki z płatków róży oraz słodkie miody z dodatkiem migdałów, orzechów lub innych rozmaitości. Niestety często ceny dla obcokrajowców są zupełnie inne niż dla Bułgarów, więc … można się targować, co nie zawsze jest łatwym zadaniem lub wybrać na zakupy w towarzystwie znajomego Bułgara
i zapłacić znacznie mniej.

Nocą miasta przy wybrzeżu tętnią imprezowym życiem.
W dyskotekach są grane europejskie utwory, ale w niektórych lokalach można się bawić przy dźwiękach narodowej bułgarskiej muzyki.
Każdy znajdzie coś dla siebie niezależnie od tego czy chce szaleć na parkiecie, czy po prostu odpocząć po męczący dniu przy lampce wina, kuflu piwa lub kieliszku rakiji mówiąc po bułgarsku:
,,Na zdrawe!”.



Okazała meduza.




FISH SPA w Złotych Piaskach.




Warneńskie termy.




Kawarma.




Mauzoleum króla Władysława Warneńczyka.




Uliczki Nesebyru z charakterystycznymi wystającymi balkonami.





Bułgarski miód z migdałami.




Messembria(dawna nazwa Nesebyru).




Widok na Nesebyr.

niedziela, 15 maja 2011

Nic, dla każdego znaczy coś...


Pudrowe barwy, lekkość tiulu, ciężkość wełny, chilloutowa muzyka oraz ... odrobina chemii, czyli wszystko, co pozwoliło Paulinie Undziakiewicz stworzyć kolekcję ubrań wyjętą wprost z onirycznego świata. Świeżo upieczona absolwentka Krakowskiej Szkoły Artystycznej już pracuje nad kolejnymi projektami, a przy tym ciągle doskonali umiejętności stylizacji i wizażu oraz marzy o stworzeniu własnej marki...

Justyna Rut: Jak wyglądał pierwszy zaprojektowany przez Ciebie strój?
Paulina Undziakiewicz: Była nią nie najpiękniejsza, czerwona sukienka dla Barbie, którą sama uszyłam ze szmatki. Niestety rozpruła się przy pierwszym zdejmowaniu z lalki.

J.R.: Twoja najnowsza kolekcja nosi nazwę ,,Dream about nothing”. Co było inspiracją do jej tworzenia?
P.U.: W projektowaniu inspiruję się wszelakimi rzeczami, a do tej kolekcji zainspirowałam się stanem snu, który na początku jest lekki, później przechodzi w intensywniejszą fazę. Połączenie zwiewności tiulu, szyfonu z ciężkością wełny,flauszu w zaprojektowanych przeze mnie strojach wzięło się właśnie stąd. Kolekcja jest wynikiem zamiłowania do pudrowych barw, które od zawsze kojarzyły mi się
z błogim stanem snu. Okrycia wierzchnie pełnią rolę harmonizującą
w połączeniu z delikatnością innych tkanin. Dodatkową inspiracją był dla mnie utwór Röyksopp - ,,What Else Is There”, który zachwycił mnie wspaniałym teledyskiem oraz magnetycznym głosem Karin Dreijer-Andersson. Kiedy poszukuję inspiracji przywołuje też wspomnienia,wsłuchuję się wtedy i wczuwam w utwory ulubionych wykonawców. Często zamykam oczy. Do projektowania potrzebna jest też … chemia.

J:R.:Na co dzień gustujesz w muzyce chilloutowej, czy słuchasz jej tylko jak szukasz pomysłu na projekty nowych strojów?
P.U.:Słucham jej, gdy potrzebuję się wyciszyć i kiedy chcę się zabrać za projektowanie, bo bardzo mnie relaksuje.


J.R.:Skąd wzięła się nazwa kolekcji ,,Dream about nothing”, która sugeruje, że jest ona snem o niczym?

P.U.: Nazwa kolekcji powstała w ostatniej fazie projektowania. Nie zastanawiałam się wcześniej nad nią i dopiero przeglądając zdjęcia, patrząc na tkaniny zrodził się pomysł na ,,Dream about nothing”. Pomyślałam, że każdy na swój własny sposób zinterpretuje, o czym mógł być ten sen, więc użyłam słowa ,,nothing''.

J.R.:Pracujesz obecnie nad następną kolekcją?
P.U.:Tak, planuję kolejną, a przy tym cały czas pokazuję obecną. Jeden z pokazów odbył się w Wadowicach i, choć nie był ogromny to fakt, że mogłam w nim uczestniczyć sprawił mi wielką radość
i satysfakcję.

J.R.:Czy spotkałaś z przejawami jakiejś niezdrowej rywalizacji w środowisku projektantów mody?
P.U.: Na szczęście nie, choć słyszałam, o tym, że niektórzy potrafią niszczyć przed pokazem kolekcje innych projektantów. U nas jest zupełnie inaczej. Przed pokazem wspieramy się wzajemnie, a wiele osób podchodzi i pyta, czy może pomóc.

J.R.:Nosisz stroje, które tworzysz?
P.U.:To, co projektuję jest zupełnie czymś innym niż ubrania, które sama zakładam. Na co dzień mogłabym nosić jakiś jeden malutki element, dodatek, a nie pełne stroje z kolekcji, ponieważ są zbyt odważne. Preferuję minimalizm i estetyzm, nie przesadzam z ilością biżuterii.

J.R.:A jaki element stroju jest dla Ciebie najważniejszy?
P.U.:Biżuteria i torebki, ponieważ można ubrać nawet małą czarną, ale designowa torebka oraz naszyjnik, kolczyki, i już jest całkowicie coś nowego.

J.R.:Jakie masz plany wakacyjne?
P.U.: Chcę zająć się stroną internetową, na której pokaże moje stylizacje do sesji zdjęciowych i reklamowych. Obecnie moje najbliższe plany związane są z obronieniem dyplomu z kreowania wizerunku w Szkole Wizażu i Stylizacji Artystyczna Alternatywa oraz dalszym rozwojem w kierunku stylizacji do sesji zdjęciowych, konsultacji odnośnie wizerunku oraz dążeniem do zrealizowania marzenia o stworzeniu własnej marki. Mam poczucie ogromu świata mody,ale zarazem czuję, że znajdzie się w nim jeszcze dla mnie miejsce.
J:R: Tego Ci życzę i dziękuję za rozmowę.

Adrenalina na wysokości, a spokój na ziemi…


W Polsce cieszy się coraz większą popularnością, bo jak twierdzą jej zwolennicy każdy wspinać się może, ale jeden lepiej, a drugi … Jak się przygotować do wspinaczki, żeby nie być tym drugim? Najważniejsze, żeby zabrać ze sobą na ściankę dobry humor i przestrzegać kilku bezcennych wskazówek.
Gdy chcemy spróbować wspinaczki możemy wybrać ściankę na obiekcie zamkniętym lub znajdującą się na zewnątrz. Jeśli po raz pierwszy próbujemy tego sportu warto skorzystać z fachowych rad instruktora. Najważniejsze, żeby założyć wygodne sportowe obuwie, które na początek naszej wspinaczkowej przygody jest wystarczające. Bardziej specjalistyczne buty ekonomicznej jest nabyć wtedy, gdy zdecydujemy się uprawiać ten sport regularnie. Nie wolno zapomnieć też o spodniach, których długość powinna przynajmniej sięgać za kolana, żeby zapobiec ewentualnym otarciom, ponieważ zdarzają się one dość często w czasie wspinaczki, zwłaszcza osobom początkującym. Poczucie jeszcze większego bezpieczeństwa zapewni nałożony na głowę kask.
Udając się pierwszy raz na ściankę oprócz wygodnych butów koniecznie trzeba zabrać ze sobą optymistyczne nastawienie i pozbyć się lęku wysokości. Większość obiektów wspinaczkowych posiada zróżnicowane trasy, które pozwalają dobrać formę trudności do własnych umiejętności i kondycji. Możliwości wspinania zapewniają takie obiekty jak: Krakowski Park Linowy Kraków – Pychowice lub Park Linowy Kryspinów, w którym dodatkowo czekają na nas skoki na linie i pokonywanie podestów umieszczonych na wysokości kilku metrów nad ziemią.
- Od dziecka bałam się przebywania na dużych wysokościach, a dzięki ściance przełamałam swój strach – mówi Kasi, studentka fizjoterapii na Uniwersytecie Jagiellońskim, która wspina się od dwóch lat.
Wspinaczka jest sportem, który z powodzeniem mogą uprawiać zarówno mężczyźni jak i kobiety, choć panie muszą pamiętać
o zdjęciu pierścionków i kolczyków, żeby uniknąć obrażeń. Wyposażenie niezbędne do wspinania nie należy do najtańszych, ale na początku możemy wypożyczać uprząż, przyrząd do asekuracji, karabinek i linę. Uprawiającym ten sport regularnie bardziej opłaca się zainwestować w własny sprzęt, który możemy kupować stopniowo. Koszt wejścia na ściankę w zależności od obiektu, na który się udajemy wynosi od 7 – 25zł, a w parku linowym od 30 zł wzwyż, ale tam czekają atrakcje dostarczające dodatkowej dawki adrenaliny.
,,Życie może być wspaniałą przygodą albo niczym” – takie słowa umieszczone są na jednym z przewodników po sportach ekstremalnych. Czy Twoje będzie przygodą? Wybierz sam.

sobota, 7 maja 2011

Jantarowe impresje na krakowskim rynku...

Z osobliwej barwy bursztyn słynie od wieków. W projektach swojej autorskiej biżuterii Eugeniusz Salwierz często korzysta z piękna leczniczego kamienia.








Biżuteria: Eugeniusz Salwierz
Kolekcja: Joanna Migacz
Fotografia: Leszek Górak i Leszek Stępień
Modelki: Gabriela Sadzik, Justyna Rut

niedziela, 24 kwietnia 2011

Czym pachnie Praga?

Z czym kojarzmy czeską stolicę? Miłośnicy literatury pięknej z powieściami Franza Kafki, znawcy polityki
z prezydenturą Václava Havela, historycy z defenestracją praską, amatorzy muzyki z piosenkami Heleny Vondráčkovej , a kolejne przykłady skojarzeń można mnożyć, bo dzieje Pragi są niezwykle bogate. Czeski język również Polakom zbyt obcy nie jest, choć należy uważać na słowo ,,dziwka”, które oznacza dla Czechów zwykłą dziewczynę, czyli taką nielekkich obyczajów.
Atmosferę Pragi tworzą jej mieszkańcy, turyści, a także kawiarnie, piwiarnie, probiernie win. Jak zapach czujemy
w czeskiej stolicy? Trudno określić, ale z pewnością jest to mieszanina piwa, knedlików, mięsnego gulaszu
i drożdżowych bucht z lekką nutą Becherovki, którą Czesi ponoć spożywają wyłącznie w celach zdrowotnych.





Na Moście Karola.




Rejs statków po Wełtawie.




Parkowanie w praskim stylu.




Staromiejski zegar wieżowy Orloj.





Ach, ten czeski język…




Przy Loretcie na Hradczanach.




Katedra św. Wita, Wacława i Wojciecha będąca obecnie siedzibą praskich arcybiskupów.




Pałac Prezydencki,
w którym obecnie rezyduje Václav Klaus.





Widok na praską panoramę.




Księżniczka Libusza – legendarna założycielka Pragi.




Test na temperaturę ,,uczuć” w Muzeum Maszyn Erotycznych.




Tkacz przy krośnie na Placu Wacława.



środa, 20 kwietnia 2011

Co na śniadanie? Koniecznie czytanie!


Konferencja prasowa ,,Czytanie na śniadanie" w Domu Łaskiego przy Willi Decjusza.



Paweł Nadolski - białoruski poeta przebywający na stypendium w Polsce.

Kiedy czytamy literaturę piękną? Niektórzy w ciągu dnia, inni wieczorem do poduszki, tylko szczęśliwy mają szansę na oddanie się lekturze już o poranku. W Willi Decjusza jest inaczej, ponieważ ten salon humanistyczny od dawna gości znanych pisarzy z Polski i Europy.

15 kwietnia w Sali Błękitnej w Domu Łaskiego odbyła się konferencja ,,Czytanie na śniadanie, w której udział wzięli goszczący w willi twórcy oraz konsulowie z takich państw jak: Niemcy, Norwegia i Francja. Przedstawicielami salonu humanistycznego byli artyści reprezentujący wiele dziedzin sztuki:

* Marcin Bałczewski (autor postpowieści ,,W poszukiwaniu straconego miejsca)
* Paweł Nadolski (poeta białoruski, przebywający w Polsce jako stypendysta Programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego)
* Agnes Ravatn (norweska dziennikarka i pisarka)
* Michael Roes ( niemiecki filmowiec)
* Nils Henrik Smith (norweski prozaik)
* Michael Wildenhain (niemiecki pisarz i reżyser)
* Michał Zygmunt(dziennikarz telewizyjny i prasowy, prozaik)
* Pavel Pelc(tłumacz literatury polskiej na język czeski przebywający na stypendium w Polsce)

Konferencja zgodnie z tematem -,,Czytanie na śniadanie rozpoczęła się wysłuchaniem odczytanych w kilku językach fragmentów felietonu Marcina Wilka o smakowitym tytule ,,Przystawki. Był również czas na dyskusje i rozmowy z twórcami, nie tylko na tematy kulturalne, ale również dotyczące sytuacji panujących w krajach, z których pochodzą.
-Wyjechałem z ojczyzny, żeby zajmować się pracą literacką. Nie jest łatwo dla dziennikarzy na Białorusi i nigdy nie było, bo nie ma swobody wypowiedzi zwłaszcza na tematy polityczne - mówi poeta Paweł Nadolski, absolwent dziennikarstwa na Białoruskim Państwowym Uniwersytecie w Mińsku.

Podczas spotkanie nie zbrakło również omówienia projektów realizowanych przez Willę Decjusza w tym roku, czyli koncertów
z cyklu ,,Dziedzictwo Chopina, debaty Polsko-Brytyjskiego Okrągłego Stołu(12-13 maj), a także dziesiątej edycji Letniej Szkoły Wyszehradzkiej(3-16 lipiec). Po raz ósmy organizowany jest też konkurs o Polską Nagrodę im. Sergio Vieira de Mello dla osób
i stowarzyszeń pozarządowych wyróżniających się działaniami na rzecz pokojowego współistnienia społeczeństw, kultur oraz religii (zgłoszenia przyjmowane są do 30 czerwca).

sobota, 26 marca 2011

Jak Stuhr w ,,Poranku kojota"...




Łukasz Okólski – rysownik komiksu ,,Scientia Occulta’’.


Zaczyna się chwilą grozy... i trafia z Internetu na papier.
O czym mowa? O komiksie ,,Scientia Occulta", w którym los połączy ulicznego magika z czarnymi mocami i niezaradną panią detektyw. Co z tego wyniknie? Rąbka tajemnicy nie uchylę, choć rysownik komiksu - Łukasz Okólski przyznaje, że w trakcie rysowania postaci czuł się jak Maciej Stuhr w ,,Poranku kojota".


Justyna Rut: Pamiętasz pierwszy komiks, który narysowałeś?
Łukasz Okólski: Niestety nie, a to dziwne, bo komiksy rysuje od stosunkowo niedawna, czyli od kilku lat, a nie jak niektórzy rysownicy, odkąd nauczyli się trzymać ołówek, więc powinienem coś pamiętać. Zazwyczaj sam nie mam zbyt wielu pomysłów, dlatego współpracuję wyłącznie w duetach ze scenarzystami.

Komiksem, od którego zaczęła się moja kariera, był kilkustronicowy szort do pierwszego wydania magazynu „Kolektyw”
i łączył w sobie moje dwa ulubione klimaty, czyli science-fiction
i supermoce.

J.R.:
Wiele komiksów posiada takie klimaty. Który z nich lubisz najbardziej? Oczywiście pomijając te Twojego autorstwa.
Ł.O. :
To jest ciężkie pytanie, bo od dłuższego czasu mam niezmienne top3, które w zależności od mojego humoru i od tego,
co przeczytałem ostatnio, zamienia się miejscami na podium. Na pewno superbohaterski „Invincible”, pisany przez Roberta Kirkmana odpowiedzialnego za „Walking dead”, czyli komiks ekranizowany ostatnio w głośny serial. Kolejna rzecz to „Lupus”, czyli czterotomowa obyczajówka opowiadająca o dość uniwersalnych rzeczach, ale najpiękniejsze w niej jest to, że dzieje się w odległej przyszłości i kosmosie. Trzecim niesamowitym projektem robionym przez jakieś 10 lat jest dla mnie „Transmetropolitan”, czyli zamknięta już seria zeszytów o niekonwencjonalnym pisarzu, który po prostu jest kawałem gnojka. Totalnie nie dla dzieci.

J.R. : Jak przebiegała praca nad rysunkami do komiksu ,,Scientia Occulta"? Czy lubisz takie kryminalne historie z dużą dawką grozy?
Ł.O. :Duża dawka grozy? Dla mnie, aż tak duża nie jest, a komiks ma wiele humoru. Nie zmienia to faktu, że rzeczywiście jest kryminałem
i posiada elementy grozy. Sam lubię kryminały, ale nie jakoś specjalnie, natomiast bardzo przepadam za historiami Roberta Sienickiego (dop. scenarzysta ,,Scientia Occulta"). Gdy namówił mnie na robienie rysunków wiedziałem, że mogę liczyć na fajną rzecz. Natomiast samo rysowanie miało różne etapy. Na początku miał to być dodatkowy projekt internetowy dla zabawy i, żeby mieć coś ciekawszego do portfolio. Jednak w trakcie publikowania pierwszego rozdziału zostaliśmy docenieni przez wydawnictwo
i udało nam się zamienić web-komiks na album. Od tej pory rysowanie stało się kilkoma miesiącami żmudnej pracy.
Czułem się jak Stuhr w ,,Poranku kojota".

J.R.: Która z postaci, w tym komiksie jest Ci najbliższa i dlaczego?
Ł.O.:
Wszystkie postacie są mi bliskie. Każdą sam musiałem wizualnie zaprojektować i mają wiele cech, które uwielbiam rysować,
ale najwięcej radości dał mi główny bohater. Clay często bywa niepoważny, więc mam pole do popisu w robieniu mimiki. Emocje rysuje się najciekawiej. Poza tym jako główny bohater pojawia się najczęściej, więc to z nim miałem okazję „zżyć” się najbardziej.
Nie mam pojęcia, czemu niektórzy znajomi upierają się, że to samego siebie rysowałem, ale Clay nie jest moim autoportretem.


J.R.: W internecie można przeczytać dwa pierwsze rozdziały komiksu, ale na stronie, gdzie są zamieszczone nie można dodawać bezpośrednio komentarzy. Czy dlatego, że jesteś wielkim fanem facebook'a opinie o ,,Scientia Occulta" fani mogą umieszczać, tylko na nim?

Ł.O.: Nie, w pewnym momencie strona stała się celem dość mocnego komentarzowego spamu. Nie mogłem sobie, z tym poradzić. Nie mam też niemal zielonego pojęcia o robieniu i obsługiwaniu stron internetowych od technicznej strony, ostatecznym rozwiązaniem było zamknięcie komentarzy. Facebook jest, o tyle popularny
i chętnie przeze mnie jak i Roberta wykorzystywany, że założenie fanpage'a wydało się nam dobrym pomysłem. Jest to najlepsza droga kontaktu z nami jako autorami.

J.R.: Aktualnie pracujesz nad jakimś nowym dziełem komiksowym?
Ł.O.: Nie. To znaczy mamy z Robertem swoją regularną serię we wspomnianym ,,Kolektywie" i jej nowe odcinki cały czas się pojawiają i będą się pojawiać, ale poza tym nic. Specjalnie i z determinacją robię sobie wakacje od mocniejszego rysowania. Czas trochę odpocząć
i odżyć, ale ... i tak codziennie rysuję. Na wykładach zamiast robić notatek, wypełniam szkicowniki. Może pobawię się w jakieś krótkie historie, konkursy, sam jeszcze nie wiem.

J.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę jak największej liczby komiksów w papierowej wersji.
Ł.O.: Dziękuję.

Małe jest piękne...

Któż z nas nie ma jakiejś ulubionej, a zarazem słynnej
w Polsce lub nawet na całym świecie budowli? Nie zawsze takie architektoniczne arcydzieło możemy zobaczyć na własne oczy w całej okazałości, ale jak najbardziej mamy możliwość podziwiać je w miniaturze.
Gdzie szukać znanych zabytków?
W świecie marzeń? Niekoniecznie.
W bardziej realnej wersji są umieszczone
w Parku Miniatur ,,Świat marzeń” w Inwałdzie.



Egipski sfinks ze spłaszczonym noskiem.



Rzymska Bazylika św. Piotra,
która jako jedyna w całej Europie została wykonana w skali 1:15.



Pałac w Łańcucie,
czyli mały akcencik z moich rodzinnych stron.



Wieża Eiffla wiernie odwzorowana w skali 1:25.


Pozornie niewielka, ale wcale nie taka mała.

Wadowice wielkim placem budowy przed beatyfikacją Jana Pawła II

Jak wiele grup pielgrzymkowych i indywidualnych podróżujących wyruszy z Polski 1 maja na beatyfikację Jana Pawła II w Watykanie trudno oszacować. Nie tylko Rzym, ale także inne polskie miasta związane z działalnością wybitnego Polaka przygotowują się do tego szczególnego wydarzenia.



Wadowicki rynek(stan na 20 marca 2011r.).



Jedynie Bazylika Mniejsza pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach pozostaje nienaruszona, ale wokół niej prace remontowe przy Domu Rodzinnym Ojca Świętego Jana Pawła II trwają nieprzerwanie od 13 września 2010 roku.

sobota, 12 marca 2011

Imprezy czy nauka?


Większość studentów uważa, że imprezowanie nie wyklucza nauki. W końcu, co można robić, gdy nie ma sesji, a słowo kolokwium pojawia się na ustach wykładowców raz na jakiś czas.

Niektórzy poświęcają się urokom studenckiego życia, które rządzi się pewnymi znanymi powszechnie prawami, a inni spędzają wolne chwile bardziej pożytecznie działając w kołach naukowych, uczestnicząc w konferencjach, a nawet publikując swoje pierwsze referaty. Czy aktywność na polu naukowym przekłada się na późniejszy sukces zawodowy? A może nie warto rezygnować z imprez, żeby później jedynym wspomnieniem ze studiów nie były ściany biblioteki i opasłe tomiska na biurku? Czy istnieje ,,złoty środek” dla imprezowiczów, którzy chcą rozwinąć skrzydła w wybranej dziedzinie nauki?

Zacznijmy od początku, czyli od momentu, kiedy wybieramy kierunek, który studiujemy. Nie zawsze ten wybór jest poparty naszymi zainteresowaniami. Często decydujemy się studiować to, po czym nasze szanse na rynku pracy wzrosną, choć doskonale wiemy, że przez najbliższe pięć lat będziemy zakuwać matematyczne, chemiczne lub fizyczne wzory, których widok przyprawia nas
o mdłości. Jeśli jednak wybieramy kierunek zapewniający nie tylko dyplom i dobrze płatną pracę, ale także będący naszą pasją wzrasta prawdopodobieństwo, że będziemy zechcemy zgłębiać przedmiot naszych zainteresowań udzielając się
w kołach naukowych i na konferencjach. Czy będziemy musieli koniecznie zrezygnować z imprez? Otóż okazuje się, że nie!

- Moje życie studenckie było dość harmonijne. Nigdy nie byłem typem osoby ślęczącej nad książkami, a przeciętnie jedna impreza na tydzień była normą na studiach – mówi Adrian Szopa, młody doktor historii na Uniwersytecie Pedagogicznym.

Nie dla każdego studenta jedna impreza w ciągu tygodnia jest uznawana za standard.

- Imprezuję od czwartku do niedzieli, bo tak się złożyło, że w tym semestrze miałam wolne piątki. Nie mam w planach kariery naukowej, więc po co mam tracić czas na dodatkową naukę? – pyta Ania, studentka III roku socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Dla jednych uczenie się więcej niż jest wymagane do zdania sesji jest stratą czasu, a dla innych sposobem na jego wykorzystanie w sposób, który sprawia przyjemność.

- Już na pierwszym roku studiów złapałem bakcyla i czułem, że to jest coś, czym mógłbym się zajmować. O pracy na uczelni myślałem zaczynając drugi rok, a na trzecim tak kierowałem swoją ścieżką rozwoju edukacyjnego, żeby na jej końcu była praca na uniwersytecie. Duża też, w tym rola moich wykładowców, którzy dość szybko dali mi do zrozumienia, że przyzwoicie rokuję – opowiada doktor Adrian Szopa.

Pozostanie na uniwersytecie i zrobienie doktoratu zarezerwowane jest dla prawdziwych pasjonatów. Czy, więc osobom nie chcącym zostać na uczelni opłaca się brać udział w konferencjach naukowych, publikować swoje referaty lub działać w kole naukowym?

- Nie zamierzam pisać doktoratu, ale aktywnie działam w kole, które jest na moim wydziale, ponieważ organizuje wiele ciekawych akcji, projektów, warsztatów. Miałam okazję uczestniczyć w organizacji gali ,,Mediatorów” oraz warsztatach z reklamy – mówi Magda, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Okazuje się, że można znaleźć ,,złoty środek” i pogodzić życie studenckie z własnym rozwojem naukowym tak, aby po latach wspominać studiowanie jako czas niezapomnianych imprez, a także przepustkę do dalszej kariery w wybranej dziedzinie.