O mnie
niedziela, 26 grudnia 2010
czwartek, 23 grudnia 2010
Pod okiem obiektywu fotografa ...
Jeśli przez chwilkę chcesz się poczuć kimś innym niż na co dzień sesja w studio jest świetną okazją, aby sprawdzić się zarówno w roli femme fatale jak i własnej babci.
Moherowy beret nie dla mnie,
więc pozostała czapka z daszkiem.
Wyginam nieśmiało ciało.
Próba kuszenia, bo każda kobieta po rajskiej Ewie odziedziczyła kusicielskie zapędy.
Folkowe okrycie, ale chusta nie jest wcale pożyczona od babci.
Prawie jak Czarna Dama…
W kreacji aniołeczka z diabelskimi skrzydełkami.
Moherowy beret nie dla mnie,
więc pozostała czapka z daszkiem.
Wyginam nieśmiało ciało.
Próba kuszenia, bo każda kobieta po rajskiej Ewie odziedziczyła kusicielskie zapędy.
Folkowe okrycie, ale chusta nie jest wcale pożyczona od babci.
Prawie jak Czarna Dama…
W kreacji aniołeczka z diabelskimi skrzydełkami.
Preludium egzaminacyjne dla przyszłych pilotów
,,Pierwsze koty za płoty” – tak podsumowali pilocki wyjazd egzaminacyjny doświadczeni piloci, którzy nas egzaminowali. Po drodze nie widziałam żadnego kota, ale jedno jest pewne – lepiej, żeby nikomu z nas taki zwierzak
w czarnym kolorze nie przebiegał drogi, bo choć przesądna nie jestem wolę na zimne dmuchać.
Zwiedzenia Opactwa Benedyktynów w Tyńcu,
którzy żyją według hasła: ,,módl się i pracuj”,
a w ramach pracy robią słynną naleweczkę.
Po prelekcji przy klasztorze Karmelitów,
gdzie milczenie naprawdę jest złotem.
Na szarym końcu przy wysiadaniu,
bo po cóż śpieszyć się na siarczysty mróz?
Gęsiego przemierzaliśmy zasypaną ścieżkę na lipowiecki zamek, aby poznać jego legendy, bo zakamarki ominęliśmy.
Zamiast odtajać w autokarze musiałyśmy trzymać zmarznięte noski w pilockich konspektach i bacznie śledzić przebieg trasy.
w czarnym kolorze nie przebiegał drogi, bo choć przesądna nie jestem wolę na zimne dmuchać.
Zwiedzenia Opactwa Benedyktynów w Tyńcu,
którzy żyją według hasła: ,,módl się i pracuj”,
a w ramach pracy robią słynną naleweczkę.
Po prelekcji przy klasztorze Karmelitów,
gdzie milczenie naprawdę jest złotem.
Na szarym końcu przy wysiadaniu,
bo po cóż śpieszyć się na siarczysty mróz?
Gęsiego przemierzaliśmy zasypaną ścieżkę na lipowiecki zamek, aby poznać jego legendy, bo zakamarki ominęliśmy.
Zamiast odtajać w autokarze musiałyśmy trzymać zmarznięte noski w pilockich konspektach i bacznie śledzić przebieg trasy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)