O mnie

Moje zdjęcie
jestem jaka jestem;) kto zna ten wie;)

sobota, 26 marca 2011

Jak Stuhr w ,,Poranku kojota"...




Łukasz Okólski – rysownik komiksu ,,Scientia Occulta’’.


Zaczyna się chwilą grozy... i trafia z Internetu na papier.
O czym mowa? O komiksie ,,Scientia Occulta", w którym los połączy ulicznego magika z czarnymi mocami i niezaradną panią detektyw. Co z tego wyniknie? Rąbka tajemnicy nie uchylę, choć rysownik komiksu - Łukasz Okólski przyznaje, że w trakcie rysowania postaci czuł się jak Maciej Stuhr w ,,Poranku kojota".


Justyna Rut: Pamiętasz pierwszy komiks, który narysowałeś?
Łukasz Okólski: Niestety nie, a to dziwne, bo komiksy rysuje od stosunkowo niedawna, czyli od kilku lat, a nie jak niektórzy rysownicy, odkąd nauczyli się trzymać ołówek, więc powinienem coś pamiętać. Zazwyczaj sam nie mam zbyt wielu pomysłów, dlatego współpracuję wyłącznie w duetach ze scenarzystami.

Komiksem, od którego zaczęła się moja kariera, był kilkustronicowy szort do pierwszego wydania magazynu „Kolektyw”
i łączył w sobie moje dwa ulubione klimaty, czyli science-fiction
i supermoce.

J.R.:
Wiele komiksów posiada takie klimaty. Który z nich lubisz najbardziej? Oczywiście pomijając te Twojego autorstwa.
Ł.O. :
To jest ciężkie pytanie, bo od dłuższego czasu mam niezmienne top3, które w zależności od mojego humoru i od tego,
co przeczytałem ostatnio, zamienia się miejscami na podium. Na pewno superbohaterski „Invincible”, pisany przez Roberta Kirkmana odpowiedzialnego za „Walking dead”, czyli komiks ekranizowany ostatnio w głośny serial. Kolejna rzecz to „Lupus”, czyli czterotomowa obyczajówka opowiadająca o dość uniwersalnych rzeczach, ale najpiękniejsze w niej jest to, że dzieje się w odległej przyszłości i kosmosie. Trzecim niesamowitym projektem robionym przez jakieś 10 lat jest dla mnie „Transmetropolitan”, czyli zamknięta już seria zeszytów o niekonwencjonalnym pisarzu, który po prostu jest kawałem gnojka. Totalnie nie dla dzieci.

J.R. : Jak przebiegała praca nad rysunkami do komiksu ,,Scientia Occulta"? Czy lubisz takie kryminalne historie z dużą dawką grozy?
Ł.O. :Duża dawka grozy? Dla mnie, aż tak duża nie jest, a komiks ma wiele humoru. Nie zmienia to faktu, że rzeczywiście jest kryminałem
i posiada elementy grozy. Sam lubię kryminały, ale nie jakoś specjalnie, natomiast bardzo przepadam za historiami Roberta Sienickiego (dop. scenarzysta ,,Scientia Occulta"). Gdy namówił mnie na robienie rysunków wiedziałem, że mogę liczyć na fajną rzecz. Natomiast samo rysowanie miało różne etapy. Na początku miał to być dodatkowy projekt internetowy dla zabawy i, żeby mieć coś ciekawszego do portfolio. Jednak w trakcie publikowania pierwszego rozdziału zostaliśmy docenieni przez wydawnictwo
i udało nam się zamienić web-komiks na album. Od tej pory rysowanie stało się kilkoma miesiącami żmudnej pracy.
Czułem się jak Stuhr w ,,Poranku kojota".

J.R.: Która z postaci, w tym komiksie jest Ci najbliższa i dlaczego?
Ł.O.:
Wszystkie postacie są mi bliskie. Każdą sam musiałem wizualnie zaprojektować i mają wiele cech, które uwielbiam rysować,
ale najwięcej radości dał mi główny bohater. Clay często bywa niepoważny, więc mam pole do popisu w robieniu mimiki. Emocje rysuje się najciekawiej. Poza tym jako główny bohater pojawia się najczęściej, więc to z nim miałem okazję „zżyć” się najbardziej.
Nie mam pojęcia, czemu niektórzy znajomi upierają się, że to samego siebie rysowałem, ale Clay nie jest moim autoportretem.


J.R.: W internecie można przeczytać dwa pierwsze rozdziały komiksu, ale na stronie, gdzie są zamieszczone nie można dodawać bezpośrednio komentarzy. Czy dlatego, że jesteś wielkim fanem facebook'a opinie o ,,Scientia Occulta" fani mogą umieszczać, tylko na nim?

Ł.O.: Nie, w pewnym momencie strona stała się celem dość mocnego komentarzowego spamu. Nie mogłem sobie, z tym poradzić. Nie mam też niemal zielonego pojęcia o robieniu i obsługiwaniu stron internetowych od technicznej strony, ostatecznym rozwiązaniem było zamknięcie komentarzy. Facebook jest, o tyle popularny
i chętnie przeze mnie jak i Roberta wykorzystywany, że założenie fanpage'a wydało się nam dobrym pomysłem. Jest to najlepsza droga kontaktu z nami jako autorami.

J.R.: Aktualnie pracujesz nad jakimś nowym dziełem komiksowym?
Ł.O.: Nie. To znaczy mamy z Robertem swoją regularną serię we wspomnianym ,,Kolektywie" i jej nowe odcinki cały czas się pojawiają i będą się pojawiać, ale poza tym nic. Specjalnie i z determinacją robię sobie wakacje od mocniejszego rysowania. Czas trochę odpocząć
i odżyć, ale ... i tak codziennie rysuję. Na wykładach zamiast robić notatek, wypełniam szkicowniki. Może pobawię się w jakieś krótkie historie, konkursy, sam jeszcze nie wiem.

J.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę jak największej liczby komiksów w papierowej wersji.
Ł.O.: Dziękuję.

Małe jest piękne...

Któż z nas nie ma jakiejś ulubionej, a zarazem słynnej
w Polsce lub nawet na całym świecie budowli? Nie zawsze takie architektoniczne arcydzieło możemy zobaczyć na własne oczy w całej okazałości, ale jak najbardziej mamy możliwość podziwiać je w miniaturze.
Gdzie szukać znanych zabytków?
W świecie marzeń? Niekoniecznie.
W bardziej realnej wersji są umieszczone
w Parku Miniatur ,,Świat marzeń” w Inwałdzie.



Egipski sfinks ze spłaszczonym noskiem.



Rzymska Bazylika św. Piotra,
która jako jedyna w całej Europie została wykonana w skali 1:15.



Pałac w Łańcucie,
czyli mały akcencik z moich rodzinnych stron.



Wieża Eiffla wiernie odwzorowana w skali 1:25.


Pozornie niewielka, ale wcale nie taka mała.

Wadowice wielkim placem budowy przed beatyfikacją Jana Pawła II

Jak wiele grup pielgrzymkowych i indywidualnych podróżujących wyruszy z Polski 1 maja na beatyfikację Jana Pawła II w Watykanie trudno oszacować. Nie tylko Rzym, ale także inne polskie miasta związane z działalnością wybitnego Polaka przygotowują się do tego szczególnego wydarzenia.



Wadowicki rynek(stan na 20 marca 2011r.).



Jedynie Bazylika Mniejsza pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach pozostaje nienaruszona, ale wokół niej prace remontowe przy Domu Rodzinnym Ojca Świętego Jana Pawła II trwają nieprzerwanie od 13 września 2010 roku.

sobota, 12 marca 2011

Imprezy czy nauka?


Większość studentów uważa, że imprezowanie nie wyklucza nauki. W końcu, co można robić, gdy nie ma sesji, a słowo kolokwium pojawia się na ustach wykładowców raz na jakiś czas.

Niektórzy poświęcają się urokom studenckiego życia, które rządzi się pewnymi znanymi powszechnie prawami, a inni spędzają wolne chwile bardziej pożytecznie działając w kołach naukowych, uczestnicząc w konferencjach, a nawet publikując swoje pierwsze referaty. Czy aktywność na polu naukowym przekłada się na późniejszy sukces zawodowy? A może nie warto rezygnować z imprez, żeby później jedynym wspomnieniem ze studiów nie były ściany biblioteki i opasłe tomiska na biurku? Czy istnieje ,,złoty środek” dla imprezowiczów, którzy chcą rozwinąć skrzydła w wybranej dziedzinie nauki?

Zacznijmy od początku, czyli od momentu, kiedy wybieramy kierunek, który studiujemy. Nie zawsze ten wybór jest poparty naszymi zainteresowaniami. Często decydujemy się studiować to, po czym nasze szanse na rynku pracy wzrosną, choć doskonale wiemy, że przez najbliższe pięć lat będziemy zakuwać matematyczne, chemiczne lub fizyczne wzory, których widok przyprawia nas
o mdłości. Jeśli jednak wybieramy kierunek zapewniający nie tylko dyplom i dobrze płatną pracę, ale także będący naszą pasją wzrasta prawdopodobieństwo, że będziemy zechcemy zgłębiać przedmiot naszych zainteresowań udzielając się
w kołach naukowych i na konferencjach. Czy będziemy musieli koniecznie zrezygnować z imprez? Otóż okazuje się, że nie!

- Moje życie studenckie było dość harmonijne. Nigdy nie byłem typem osoby ślęczącej nad książkami, a przeciętnie jedna impreza na tydzień była normą na studiach – mówi Adrian Szopa, młody doktor historii na Uniwersytecie Pedagogicznym.

Nie dla każdego studenta jedna impreza w ciągu tygodnia jest uznawana za standard.

- Imprezuję od czwartku do niedzieli, bo tak się złożyło, że w tym semestrze miałam wolne piątki. Nie mam w planach kariery naukowej, więc po co mam tracić czas na dodatkową naukę? – pyta Ania, studentka III roku socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Dla jednych uczenie się więcej niż jest wymagane do zdania sesji jest stratą czasu, a dla innych sposobem na jego wykorzystanie w sposób, który sprawia przyjemność.

- Już na pierwszym roku studiów złapałem bakcyla i czułem, że to jest coś, czym mógłbym się zajmować. O pracy na uczelni myślałem zaczynając drugi rok, a na trzecim tak kierowałem swoją ścieżką rozwoju edukacyjnego, żeby na jej końcu była praca na uniwersytecie. Duża też, w tym rola moich wykładowców, którzy dość szybko dali mi do zrozumienia, że przyzwoicie rokuję – opowiada doktor Adrian Szopa.

Pozostanie na uniwersytecie i zrobienie doktoratu zarezerwowane jest dla prawdziwych pasjonatów. Czy, więc osobom nie chcącym zostać na uczelni opłaca się brać udział w konferencjach naukowych, publikować swoje referaty lub działać w kole naukowym?

- Nie zamierzam pisać doktoratu, ale aktywnie działam w kole, które jest na moim wydziale, ponieważ organizuje wiele ciekawych akcji, projektów, warsztatów. Miałam okazję uczestniczyć w organizacji gali ,,Mediatorów” oraz warsztatach z reklamy – mówi Magda, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Okazuje się, że można znaleźć ,,złoty środek” i pogodzić życie studenckie z własnym rozwojem naukowym tak, aby po latach wspominać studiowanie jako czas niezapomnianych imprez, a także przepustkę do dalszej kariery w wybranej dziedzinie.

Artystyczny nieład...






piątek, 4 marca 2011

W Wiśle króluje Malinka!


Pierwszy narciarski raz pod okiem instruktora,
czyli jak się nie przewrócisz ...




Nowa Osada i nowe narciarskie wyzwanie.



Z Moniką i Paulą przed orczykowym debiutem.



Rumieńcowo.



Zapora.




I jest ukochana Malinka Adama.



Płynie Wisła, płynie... - czasem wodospadowo.




Na ryneczku w Wiśle z drugą Kasią.




Siarczysty mróz koniom też daje się we znaki.




Z kopyta kulig rwie...




Z Wirginią we wnętrzach Chlebowej Chaty, gdzie po dziś dzień wypieka się chleb według tradycyjnej receptury.




Mój własnoręcznie wykonany podpłomyk, do którego okraszenia gospodarze chaty dodają miód, smalec lub swojskie masło.