O mnie

Moje zdjęcie
jestem jaka jestem;) kto zna ten wie;)

wtorek, 22 czerwca 2010

Nocne wyścigi po adrenalinę

Nocą, gdy oświetlone przez latarnie miasto zaczyna pustoszeć, w niektórych miejscach można usłyszeć głośne obroty samochodowych silników. Podrasowane auta z zawrotną prędkością przemierzają rzeszowskie ulice. Nielegalny wyścig samochodów trwa, lecz nie każdemu kierowcy udaje się go ukończyć, bo lepiej wypaść z ostrego zakrętu niż wyjść na cieniasa, który zdjął nogę z gazu w najważniejszym punkcie trasy.


Zaczyna się od tuningu …

Słabość mężczyzn do dobrych marek samochodów jest powszechnie znana. Wielu panów z nabożeństwem poleruje lakier na swoim aucie, wymienia olej silnikowy i płyn do spryskiwaczy. Niektórzy kierowcy posuwają się znacznie dalej w tych zmianach, które zaczynają wykraczać poza płyny i obejmować różnego rodzaju części. Nie robią tego jednak z powodu jakiejś awarii czy usterek, ale po to, żeby ich fura mogła w jak najkrótszym czasie osiągnąć upragnioną na liczniku setkę.
- Moja przygoda ze ściganiem zaczęła się właśnie od tuningu – opowiada Maciek, 23-letni student informatyki – Najpierw zamontowałem turbosprężarkę, później wzmocniłem hamulce, dodałem spojlery, a dopiero na końcu pomyślałem, że mogę spróbować te bajery jakoś wykorzystać.
- I jak je wykorzystałeś?- zapytałam.
W odpowiedzi na pytanie uśmiechnął się pod nosem i dodał:
- Dziewczyny takich rzeczy nie rozumieją do czasu, aż się ich nie przewiezie.
- Czyli muszę się z tobą przejechać, żeby zobaczyć, co cię kręci w takich wyścigach? – zapytałam pół żartem, pół serio.
- Jak chcesz wiedzieć, dlaczego się ścigamy, to musisz choć raz poczuć tę adrenalinę, która uwalnia się w czasie szybkiej jazdy i sprawia, że wciskam gaz do dechy. Nie myślę, wtedy o niczym, bo liczy się tylko prędkość, choć sprawne hamulce też się czasem przydają.


Ryzyko jest zawsze, a z zabawą bywa różnie

Maciek w nielegalnych wyścigach samochodowych bierze udział od ponad dwóch lat. Jak na razie szczęście mu sprzyja, bo poza paroma rysami jego BMW nie nosi żadnych poważniejszych znaków po ekstremalnej jeździe. Niestety nie wszyscy jego koledzy wychodzą bez szwanku z takich nocnych ,,zawodów”.
- Najbardziej niebezpieczne są dragi – mówi Michał, któremu zdarzyło się już skasować swoje auto podczas nielegalnego wyścigu.
- Dragi? Co to takiego? – pytam bez skrępowania, bo terminologia motoryzacyjna nie jest mi specjalnie bliska.
- Podczas dragów przejeżdżamy ¼ mili po prostym odcinku jezdni w możliwie jak najkrótszym czasie. Raz wpadliśmy z kumplami na pomysł, żeby urozmaić sobie taki przejazd i pod koniec zrobić slalom między oponami. Pech chciał, że miałem najlepszy czas na dragu, ale nie zdążyłem wyhamować przed leżącymi na jezdni przeszkodami. Wpadłem w oponę ze znaczną prędkością, straciłem panowanie nad kierownicą, wyleciałem z trasy uderzając w metalową barierkę – wspomina.
- Doznałeś jakiś obrażeń?
- Musiałbym mieć niezłego fuksa, żeby ich nie doznać. Skończyło się tylko na połamanych rękach i lekkim wstrząśnieniu mózgu. Minęło pół roku zanim znowu stanąłem na starcie.
- Nie boisz się, że kiedyś spotka cię gorszy wypadek?
- Jest ryzyko, jest zabawa – odpowiada i puszcza perskie oko.
- A co z policją? Wyścigi stwarzają zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego.
- Ścigamy się w miarę rozsądnie. Czasem nawet blokujemy na chwilę drogę na odcinku, gdzie jest wyścig. Od miśków mamy ciche przyzwolenie. Już się zdarzyło, że przyjeżdżali, popatrzyli, a po zakończeniu odjeżdżali. Zresztą glina też facet i skoro
Formuły 1 nie może sobie na żywo pooglądać to przynajmniej naszymi popisami oko nacieszy.


Pula hula, a kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa

Powoli zbliża się godzina startu. Na miejscu są już wszyscy, którzy potwierdzili swój udział w wyścigu.
- Dziś pula nie jest zbyt wysoka, bo zaledwie dwa tysiaki, ale pewnie i tak będzie gorąco, bo na tym ostrym wirażu odpuszczają najwięksi chojracy – mówi podekscytowany Wojtek, wskazując na najbliższy zakręt.
Z jednego ze stojących na starcie samochodów wysiada wysoka, długonoga blondynka w skórzanej spódniczce, której długość z pewnością nie przekracza pięciu centymetrów. Pochodzę do niej i pytam:
- Dlaczego wysiadłaś z auta tuż przed wyścigiem?
- Nie chcę rozpraszać Łukasza w czasie jazdy – odpowiada śmiejąc się. – Nie za wiele na siebie włożyłam i jadąc ze mną myślałby nie o tej jeździe, co trzeba.
- Nie boisz się o niego? Taki wyścig nie jest chyba specjalnie bezpieczną rozrywką?
- Może i są bezpieczniejsze, ale za to mniej emocjonujące. Sama bym się chętnie pościgała, lecz moje umiejętności pozostawiają jeszcze wiele do życzenia.
- W przyszłości planujesz jeździć w takich wyścigach?
- Jasne, przecież to świetna zabawa i niezła kasa do zgarnięcia.
- A czym się zajmujesz na co dzień? Studiujesz? Pracujesz? – dopytuję.
- Sorry, ale to nie jest twoja sprawa – ze złością kończy rozmowę i podchodzi w stronę zajeżdżającego z piskiem opon samochodu Łukasza.
Wyścig dobiegł końca. Tej nocy królem szosy okazał się właściciel czerwonej Alfy Romeo 147. Jego ryzykowny drifting na zakręcie dał mu nie tylko prowadzenie, ale również przewidzianą na tę noc pieniężną nagrodę. Po zakończeniu wyścigu ulica znowu świeciła pustką i tylko w powietrzu czuć było jeszcze swąd spalonych opon.
- Za tydzień znowu się ścigacie? – spytałam Maćka.
- Jak będzie ekipa to pewnie tak, ale już w innym miejscu i o innej porze, więc tutaj raczej nie będziesz miała szans popatrzeć.
- Dziś też widownia nie była zbyt liczna – zauważyłam.
- Informacja o miejscu i czasie jest przekazywana z reguły tylko tym, którzy potwierdzili udział. Tłum nie jest tutaj nikomu do szczęścia potrzebny. Kiedyś informowaliśmy więcej osób, ale niektórzy mieli dość panienek, które próbowały im wsadzać tyłki przez szyby do samochodów i pijanych cwaniaków, rzucających pod koła butelki po wódce.
- Poza tym, gdy więcej osób wie, rosną szanse na to, że ktoś zawiadomi policję i zgłoszenie trafi do funkcjonariusza, który nie będzie przepadał na wyścigami – sugeruję i odwracam głowę, aby uniknąć przenikliwego wzroku mojego rozmówcy.
- Słuszna uwaga – odparł patrząc na mnie podejrzliwie, a po chwili odszedł.


Na nocnych wyścigach nie ma tak dużej widowni jak na oficjalnych rajdach, ale często są one tak samo brawurowe
i niebezpieczne, a przy tym zakazane, co sprawia, że emocje na nich sięgają zenitu oraz kuszą kolejnych miłośników nielegalnej rywalizacji.

piątek, 4 czerwca 2010

Nie tacy święci ,,Pielgrzymi”



Dramat ,,Pielgrzymi” w reżyserii Macieja Dejczera wbrew pozorom nie jest spektaklem, który moglibyśmy bez zastanowienia polecić swojej bardzo religijnej babci. Sztuka autorstwa Marka Pruchniewskiego powstała na podstawie opowieści jego przyjaciół mających okazję wziąć udział w pielgrzymce do sanktuariów Europy. Dramat obnaża zarówno słabości zwykłych katolików, jak też i samych duchownych. Warto więc uprzedzić babcię, że spektakl niekoniecznie jest przedstawieniem głęboko wierzących i z potrzeby duchowej pielgrzymujących Polaków.
Akcja sztuki rozpoczyna się przed kościołem parafialnym będącym miejscem zbiórki wiernych udających się na pielgrzymkę autokarową. Grupę pielgrzymów tworzą: małżeństwa, osoby wolnego stanu w różnym wieku, młoda para, która nakręca przebieg podróży kamerą oraz księża i obsługa autokaru składająca się z kierowcy, a także właściciela nie do końca sprawnego środka transportu.
W ,,Pielgrzymach” ukazany został metaforyczny obraz społeczeństwa polskiego, w którym ujawnia się bagaż doświadczeń z PRL – u, a także zwykły egoizm, obłuda, wścibstwo i plotkarstwo. Już na początku pielgrzymki okazuje się, że nie wszyscy uczestnicy udali się na nią z chęci pogłębiania wiary i własnej duchowości. Dla niektórych głównym celem jest możliwości taniego zwiedzenia Europy. Para młodych ludzi (Katarzyna Bujakiewicz i Dariusz Toczek) wybrała się na parafialny wyjazd ze względów ekonomicznych. Dziewczyna posunęła się do podstępu i nie poinformowała swojego chłopaka, że jadą na pielgrzymkę, ale zachęciła go udziałem w okazyjnej wycieczce nad Morze Śródziemne. Emerytowany major (Witold Dębicki), któremu towarzyszy biegająca za nim z pilnikiem do paznokci żona (Ewa Telega), wyjazd traktuje jako ofiarę za duszę tragicznie zmarłej córki. Janina Strzelista (Halina Wyrodek) podczas podróży wspiera działania księży, a po kryjomu koi smutki w alkoholu. Nie tylko ona jedna sięga po ten złoty środek na kłopoty i strapienia. W jej ślady dzielnie idzie major i kilku innych bohaterów. Rola stróża sumień przypadła Irenie Prawdziwej (Izabela Dąbrowska), która upomina wszystkich zachowujących się według niej niestosowanie. Sama uważa swoje zachowanie za stosowne i jako stara panna nieciesząca się zainteresowaniem mężczyzn, skupia się na czuwaniu nad tym, aby żaden z pielgrzymów nie zszedł na złą drogę. Z każdym dniem podróży wychodzą na jaw nowe fakty i okazuje się, że nawet przewodnicy duchowni pielgrzymki nie mają do końca czystych sumień. Ksiądz Jurek (Szymon Kuśmider) spotyka na wyjeździe swoją szkolną miłość. Uczestnicy pielgrzymki prezentują niemal pełen przekrój społeczeństwa polskiego, któremu wartości głoszone przez Kościół są niemal całkiem obce. Pielgrzymi z jednej strony chcą uchodzić za przykładnych katolików, a z drugiej okazują się zwykłymi ludźmi mającymi nie jeden grzech na sumieniu i ulegającymi różnym słabościom.
Sztuka wyreżyserowana przez Macieja Dejczera skupia się na przedstawieniu bohaterów i ich zachowań. Miejsca akcji odgrywa rolę nieistotnego tła. Wyjątkiem jest tutaj autokar, który pokazuje, że oszczędność Polaków nie zna granic i pan Jaskółka chce dowieźć uczestników na miejsce pojazdem nienadającym się na środek transportu, ale na złomowisko. Obsada aktorska również dodaje spektaklowi wartości, ponieważ kreacje stworzone przez aktorów z dużą dosadnością oddają charaktery bohaterów dramatu oraz wywołują nie tylko uśmiech na twarzy widza, lecz również zmuszają do refleksji.
Doskonałym podsumowaniem sztuki są słowa wypowiedziane pod koniec pielgrzymki przez ojca Jacka: ,, To jest nasza pielgrzymka. Tacy jesteśmy. Podzieleni, skłóceni, słabi. Pilnujący własnych interesów, spraw mniejszych i większych. Wszystko pod sztandarem Boga i prawdy.” Czy właśnie tacy jesteśmy? Na to pytanie każdy z oglądających musi odpowiedzieć sobie sam, a zadanie to z pewnością ułatwią mu bohaterowie sztuki, u których z łatwością możemy odnaleźć swoje własne cechy i zachowania.