O mnie
poniedziałek, 27 lutego 2012
Dokąd zmierza Palestyna?
Ponad półwieczny spór między Arabami a Izraelczykami, wciąż budzi wiele emocji. Najlepszym potwierdzeniem zainteresowania tematem konfliktu wśród młodych osób była burzliwa debata w czasie czwartego Spotkania ze Wschodem, które odbyło się 19 stycznia na Uniwersytecie Ekonomicznym.
Czy są szanse na pokojowe rozwiązanie bliskowschodniego sporu? Przez ponad pięćdziesiąt lat podejmowano próby załagodzenia napiętych stosunków.
Arabowie i Izraelczycy nadal nie ustępują sobie pola w etnicznym, religijnym oraz terytorialnym konflikcie, co czyni go jednym z najbardziej znanych sporów we współczesnym świecie. Obecnie trwa proces starań Palestyńczyków o uznanie ich państwowości na arenie międzynarodowej i został on sformalizowany przez złożenie oficjalnego wniosku Sekretarzowi generalnemu ONZ.
Gościem spotkania przedstawiającym punkt widzenia Palestyńczyków był Oman Faris, który porównał sytuację swoich rodaków do losu Polaków w czasie zaborów.
- Wszyscy mają swoją ojczyznę, tylko my mamy ją w nas – tłumaczył Oman Faris, pełniący funkcję Przewodniczącego Koalicji „Prawo do powrotu Palestyńczyków”. Drugą stronę konfliktu w bliskowschodnim sporze reprezentował korespondent izraelskich mediów – Nissan Tzur, który jest pracownikiem sekcji hebrajskiej Polskiego Radia dla Zagranicy.
W czasie swojej wypowiedzi nawiązał do fragmentu kreskówki dla dzieci emitowanej w palestyńskiej telewizji i zachęcającej do agresji skierowanej przeciw Żydom. - Palestyński prezydent i premier ostatnio powiedzieli, że nigdy nie uznają Izraela jako państwa żydowskiego. Niestety nie jestem optymistą i nie wierzę, że wkrótce zapanuje pokój – podsumował Nissan Tzur.
Obaj goście przedstawili swój pogląd na spór, jaki trwa od ponad pięćdziesięciu lat. Studenci wzięli udział w dyskusji, której wynikiem było pokazanie innego wymiaru konfliktu .
Debata stworzyła obraz bliskowschodniego sporu w bardziej ludzkim wymiarze, ponieważ goście przedstawili jak wpłynął na ich życie
i najbliższych im osób. Niestety szans na pokojowe zakończenia napiętej sytuacji w najbliższym czasie nie widzą zarówno Palestyńczycy jak i Żydzi.
Oman Faris
Nissan Tzur.
Autor fotografii: Rafał Cygan
Chodziłem z finką w kieszeni...
Głowa kozy jako przysmak, zapach haszyszu w powietrzu,
a może różowy szalik Barcelony? Wszystko wpisane
w paragon, ale nie taki, który dostajemy po odejściu od kasy, tylko stworzony przez wspomnienia i doświadczenia
z podróży. Dwóch młodych zapaleńców, czyli Patryk Świątek i Bartłomiej Szaro utworzyło bloga oraz stronę internetową na której zgromadzone są praktyczne informacje, a także wspomnienia z najdalszych zakątków różnych krajów.
Jeśli masz już swój własny paragon z wyjazdu to możesz podzielić się nim z innymi. Jeżeli jeszcze go nie posiadasz spróbuj poznać smaki i smaczki odległych miejsc czytając relacje osób, które je odwiedziły.
Jednym z pomysłodawców strony jest Patryk Świątek, który na komunię zamiast roweru dostał puszkę survivalową i chętnie z niej skorzystał.
Justyna Rut: Na blogu znalazłam wzmiankę o różowym szaliku Barcelony, który poznałeś w dość osobliwych okolicznościach, czyli jakich?
Patryk Świątek: Byliśmy w Barcelonie akurat dzień, w którym Barça wygrała ligę i wszyscy fani chodzili w szalikach. Siedząca obok nas fanka miała różowy szalik z barwami zwycięskiego klubu. Byliśmy przekonani, że nie zna polskiego, więc zaczęliśmy rozmawiać o niej
i gdy jeden z nas powiedział ,,Różowy szalik Barcelony, no weź….”,
a drugi dodał : ,,To nie jest różowy, tylko fioletowy” okazało się, że siedząca obok nas dziewczyna jest Polką i rozwiała nasze wątpliwości, co do jego koloru mówiąc: ,,Nie jest fioletowy, on jest różowy”.
J.R.: Podobno w Maroku delektowałeś się głową kozy.
Czy to najbardziej nietypowe danie, jakie miałeś okazję zjeść do tej pory?
P.Ś.: Głowa kozy jest podawana w całości i jak wszystko w Maroku je się ją prawą ręką, bo lewa jest ,,nieczysta” i przeznaczona do innych czynności. Dla mnie było to najbardziej ohydne danie, jakie miałem okazję zjeść .
J.R.:Pod względem wyglądu czy smaku?
P.Ś.: Smakowo nie była wcale taka zła, ale trafiłem w trakcie jedzenia na coś, co przypominało gałkę oczną, ponieważ głowa jest podawana ze wszystkimi jej częściami, a wyciągane są z niej przed wędzeniem, tylko kości.
J.R.:Wpis na stronie www.paragonzpodrozy.pl przed jedną
z wypraw zaczyna się tak: ,, Włosy na 20 mm, 1,5 kg pomarańczy, 20 batoników muesli i możemy ruszać.
Cel: południowe rubieże Maroko.”. Czy w trakcie podróży byłeś na diecie? P.Ś.: Nie, tylko muesli jest najlepszą rzeczą na zabicie głodu, ponieważ jego trawienie trwa dłużej niż innych produktów. Jak trzeba zabrać na wyprawę lekki prowiant, którego wystarczy na dłużej okazuje się, że takie batoniki są idealne.
O pomarańczach zadecydował przypadek, czyli promocja
w supermarkecie.
J.R.: Swoje pierwsze kilometry jako podróżnik pokonywałeś autostopem, ale ostatnią wyprawę po Maroku odbyłeś samochodem. Czy tym razem chęć komfortu przeważyła?P.Ś.: Samochodem byliśmy, tylko raz i nie planowaliśmy zwiedzania kraju na czterech kółkach, ale w samolocie spotkaliśmy dwóch Polaków, którzy mieli bilet zarezerwowany na ten sam okres pobytu, co my. Dogadaliśmy się z nimi, że możemy podróżować razem i wtedy okazało się opłacalne wynajęcie auta. Mieliśmy zaledwie 9 dni na zwiedzanie Maroka, a chcieliśmy zobaczyć bardzo odległe zakątki, do jakich ciężko było dojechać zwykłą komunikacją. Gdy wynajęliśmy auto nie było to dla nas żadnym utrudnieniem. Poza tym wiele razy nocowaliśmy w samochodzie, więc zaoszczędziliśmy na noclegach.
J.R.: Czy nie baliście się nocować w aucie w obcym kraju
i w jego najdalszych zakątkach?
P.Ś.: Pod względem bezpieczeństwa nie czułem zagrożenia, choć ludzie są przerażeni ,,normalnym” zachowaniem Marokańczyków, ponieważ potrafią się pobić nawet wtedy, gdy ktoś zajedzie im drogę na skrzyżowaniu i wyciągnąć kij baseballowy z bagażnika. Sam widziałem taką sytuację, ale na szczęście drugi kierowca zdążył odjechać zanim zdenerwowany mieszkaniec Maroka dobiegł do niego.
J.R.: Jaką radę dałbyś obcokrajowcowi, który przypadkiem zajedzie drogę?
P.Ś.: Najlepiej, w takiej sytuacji szybko uciekać…
J.R.: W którym z dotychczas odwiedzonych krajów czułeś się najmniej bezpiecznie?
P.Ś.: W Albanii, ponieważ tam wszystkim rządzi mafia. W Bułgarii jest podobnie, ale nie aż na taką skalę. Na przedmieściach Tirany chodziłem z finką w kieszeni, bo zbyt bezpiecznie się nie czułem.
J.R.: Marokańczycy w większości są muzułmanami, więc nie spożywają alkoholu, ale ponoć mają inny zamiennik?
P.Ś.: W Maroku prawie wszyscy palą haszysz i jak zbliża się wieczór praktycznie w każdym mieście czuć w powietrzu zapach narkotyku.
J.R.: Jaki masz następny cel do podróży?
P.Ś.: W tym roku wspinaliśmy się na Kazbek, a zgodnie z zasadą, którą przyjęliśmy, co roku mamy robić 1000 metrów więcej, więc planujemy wybrać się na jakiś sześciotysięcznik. Być może wyjedziemy do Nepalu.
J.R.: Podróżujesz z różnymi osobami, ale są to zawsze mężczyźni. Czy zdecydowałbyś się zabrać na kolejną wyprawę przedstawicielkę płci pięknej?
P.Ś.: Często śpimy byle gdzie, jemy byle jak i robimy szalone rzeczy, więc trudno znaleźć dziewczynę, która dostosowałaby się do naszego stylu wyjazdów, ale planujemy wkrótce to zmienić.
J.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na wyprawie
z przedstawicielką płci pięknej.
Patryk Świątek
Bartłomiej Szaro
Stoisko z daktylami na targu w Marrakeszu.
Mózgi kóz, które są przysmakiem w Maroku.
Autorzy fotografii: Patryk Świątek i Bartłomiej Szaro
Subskrybuj:
Posty (Atom)